» epizod 4 ● just tonight

just tonight i will stay
and we'll throw it all away

     Wyszła ze swojego pokoju dopiero kolejnego dnia. Przygotowała jajecznicę na śniadanie, rozłożyła cztery porcje na stole i usiadła przy jednej z nich. Reszta lokatorów przyszła praktycznie zaraz po niej. Zasiedli w milczeniu do stołu i co jakiś czas wędrowali wzrokiem ku Wandzie, która jakby nic się nie stało kończyła jeść. 
   - Wszystko w porządku? - zapytał Morgan. 
   - Tak, czemu pytasz? - odpowiedziała luźno.
   - No nie wiem, może od wczoraj nie wychodzisz z pokoju? - dorzucił Damien.  
   - Poznałam kogoś. Mężczyznę. - uśmiechnęła się do siebie. Rick wydawał się być zaniepokojony, jednak nie zwróciła na niego uwagi. 
   - Jak to?! Gdzie? Kim on do cholery jest?! - Morgan wstał - Tyle razy przeczesywałem okolicę i nigdy nikogo tu nie było. 
   - Spokojnie, nie powiedziałam mu o was...
   - Gdzie on teraz jest? - wtrącił się Rick.
   - Wyjechał, nie wiem gdzie. - lekko skłamała. Wiedziała przecież, że ma własną, całkiem sporą osadę.
   - Ktoś z nim był? Miał broń? Zrobił ci coś? - dociekał czarnoskóry mężczyzna.
Wanda przewróciła oczami i wstała.
   - Wyście powariowali... - mruknęła. 
   - Powariowali? - oburzył się Morgan - Pamiętasz, jak uratowaliśmy tamtą dwójkę ludzi? Chcieli zgwałcić cię we śnie, a przyjęliśmy ich pod nad pierdolony dach! Nikomu już nie można ufać. 
   - On taki nie jest... Czuję to. - zdawała sobie sprawę, że jej słowa zabrzmiały głupio. Skąd mogła mieć pewność? Nie znała go, jednak w pewnym sensie zaufała i nawet coś poczuła. Pożądanie.
Zaczęli się przekrzykiwać, ona i Morgan toczyli zaciekłą kłótnię. Rick postanowił zabrać Damiena do drugiego pokoju, aby nie musiał słuchać niecenzuralnych słów. Gdy tylko wyszli na korytarz zauważyli, że frontowe drzwi się uchylają. 
   - Tato! - zawołał przestraszony dzieciak. Mężczyzna natychmiast podbiegł do niego i zapytał o co chodzi, jednak po chwili zorientował się, czemu krzyczał. W progu stał wysoki, ubrany w czarną skórzaną kurtkę. Była rozpięta, miał pod nią białą koszulkę. Na ramieniu zawieszony oparty miał kij baseballowy owinięty drutem kolczastym. Dziewczyna nie wiedząc, co się dzieje również postanowiła wyjrzeć na korytarz. Widok bardzo ją ucieszył. Uśmiechnęła się szeroko wsuwając kosmyk włosów za ucho.
   - Negan... - szepnęła.
   - Czyli jednak dobrze trafiłem. - odwzajemnił jej uśmiech i odłożył na bok swoją broń. Pewnym krokiem ruszył w stronę dziewczyny. - Panowie wybaczą, ale pominę uprzejmości. Wanda... Nie mam zielonego kurwa pojęcia co się wydarzyło, ale nie odejdę stąd bez ciebie. Zostanę tak długo, aż zrozumiesz, że najlepsze co możesz zrobić, to wyruszyć ze mną.
   - O czym on pierdoli?! - wtrącił Morgan.
Nie zwrócili na niego uwagi. Dziewczyna wpatrywała się w Negana jak w obrazek, a on wcale nie był jej dłużny. Takiej drugiej kobiety na świecie nie ma i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jej potęga nakręcała go, a świadomość, że mógłby mieć ją u swojego boku podniecała do granic możliwości. Miał w swoim życiu wiele dziewczyn, ale żadna nie dorastała jej nawet do pięt.
Chwycił ją delikatnie za policzki i zbliżył się na odległość kilku centymetrów. Czuła na sobie jego oddech. Wpatrywał się w nią przez kilka sekund, czekał aż znów go brutalnie odepchnie i da do zrozumienia, że nie chce mieć z nim do czynienia. Nic takiego nie nastąpiło. Musnął jej usta swoimi raz, potem kolejny, by w końcu namiętnie wpić się w nią namiętnie. Przeczesała palcami jego gęste, czarne włosy. Ani trochę nie chciała, by przestał. Jej podniecenie sięgało zenitu, pragnęła go tak samo mocno, jak on jej. 
   - Masz tu swój pokój? - rzucił krótko, a to wystarczyło by jego niski, seksowny głos wywołał dreszcze na plecach.
   - Na górze, po lewej. - odpowiedziała bez zawahania. Chwycił ją za talię i uniósł do góry, oplotła jego biodra nogami, a rękoma kark. Bez problemu zaniósł ją na górę. Drzwi od jej pokoju trzasnęły z wielkim hukiem, Damien podskoczył.
   - Co tu się właśnie odjebało...? - zapytał siebie samego Morgan. Nikt mu nie odpowiedział. - To chyba ten mężczyzna, któremu nie powiedziała gdzie mieszkamy. Nieodpowiedzialna suka.
   - Przestań. - wtrącił Rick.
   - Zamknij się! Nie wiemy kim on do cholery jest, wcale nie wygląda na miłego typa. - warknął i przetarł czoło - A kiedy mi mówili, żeby nie ufać mutantom, to ich nie słuchałem.
   - Myślę, że za bardzo się przejmujesz. - policjant nie dawał za wygraną.
   - Aaa, czyli ciebie to wcale nie rusza? Że podczas epidemii wkracza do mojego domu jakiś obcy facet?!
   - Słuchaj Morgan. Może nie wszyscy są tak źli jak kolesie, o których wcześniej wspominałeś? W dziwnych czasach przyszło nam żyć, ale to nie znaczy, że ze wszystkiego trzeba rezygnować. 
   - Ależ pierdolisz... - mruknął.
   - Być może. - Rick udał się w stronę drzwi frontowych - Długo i tak nie miałem zamiaru się wam narzucać. Mam rodzinę, którą chcę odnaleźć. Być może udało im się przeżyć, tak jak wam. 
   - Co? Czemu o nich nie mówiłeś? 
   - Bo sam chyba wyznajesz zasadę, aby nikomu spoza zaufanego kręgu nie wspomina zbyt wiele? - westchnął - Mam żonę i synka w wieku Damiena. Chcę ich odnaleźć. - policjant opuścił dom zamykając za sobą drzwi. Kilka chwil później Morgan również to zrobił.

     Wanda zapomniała o całym świecie w towarzystwie nowo poznanego mężczyzny. Nie protestowała na jakiekolwiek jego posunięcie. Chłonęła go całą sobą, była szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie oddałaby się praktycznie nieznajomemu facetowi, on jednak był inny. Wywoływał w niej skrajne emocje, a on czuł dokładnie to samo. Nie było w tym miłości, ich instynktami kierowało czyste pożądanie. Siła i stanowczość mężczyzny działała na jej zmysły, on zaś podziwiał ją za piękno, nienaturalne zdolności i niewinność. Oboje chcieli, aby ta chwila nie kończyła się zbyt szybko, więc Negan przedłużał ją składając pocałunki na ciele dziewczyny. Zdjął swoją skórzaną kurtkę i rzucił ją za siebie. Miał pod nią białą koszulkę z krótkim rękawem, Wanda zauważyła, że posiada on kilka tatuaży, ale nie miała chęci się im przyglądać. Rozkoszowała się jego dotykiem, tym, że tak powoli rozpina jej koszulę i całuje dokładnie jej ciało. Był naprawdę dobry, wiedział dokładnie co ma zrobić, by dać jej pełnię satysfakcji. Czytał z niej jak z otwartej księgi.
Po wszystkim Negan wstał i założył bieliznę oraz szare bojówki. Usiadł na skraju łóżka i opuszkami palców przejechał po policzku dziewczyny. 
  - Uroczy masz ten pokoik. - rozejrzał się po pomieszczeniu, dookoła widniały chłopięce zabawki, choć największą uwagę przykuwała tapeta.
   - Oj cicho - zaśmiała się - To pokój synka Morgana, oddali mi go, gdy się do nich przyłączyłam.
   - Nie wydają się być zadowoleni z mojej niezapowiedzianej wizyty.
   - Ja też jestem w szoku. Jak mnie tu znalazłeś? 
   - Wysłałem za tobą jednego z moich ludzi. Ciekawiło mnie, czemu nie chcesz wyjawić powodu, dla którego musisz tu zostać. No i przecież, musiałem wiedzieć, gdzie po ciebie wrócić.
  - Nie sądziłam, że wrócisz tak szybko. - posłała mu ciepły uśmiech, zakrywając nagie ciało kołdrą.
   - Ja również. - odwzajemnił jej serdeczność. Założył biały t-shirt oraz buty. Zarzucił luźno kurtkę i wrócił do dziewczyny, by złożyć na jej czole czuły pocałunek. - Zaraz wrócę. - odprowadziła go wzrokiem do drzwi, po czym również postanowiła się ubrać.
Negan zszedł na dół. Wziął z przedpokoju swój kij baseballowy i udał się do kuchni. Położył broń na stole i sięgnął do lodówki. Była wyłączona, w domu nie było prądu. Podgwizdywał sobie jakąś piosenkę wyciągając piwo. Otworzył je o kuchenny blat i zaczął rozkoszować się trunkiem. Odwrócił się w stronę wyjścia, stał w nim Morgan, z wycelowanym w niego karabinem snajperskim. Negan odstawił trunek i zaśmiał się głośno.
   - Co? Zastrzelisz mnie? Bo zabrałem ci piwo? - szeroki uśmiech szybko zmienił się w surowy wyraz twarzy. 
  - Wkraczasz od tak do mojego domu i od tak pieprzysz moją przyjaciółkę. To odpowiedni powód, aby wpakować ci kulę w łeb, pojebie. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
   - Chyba ochujałeś... - mruknął pod nosem, po czym wziął z powrotem butelkę do ręki i oparł się o blat stołu rozkoszując się smakiem złocistego napoju. W ogóle już nie zwracał na niego uwagi, a to tylko potęgowało złość Morgana, który pod presją pociągnął w końcu za spust. Kula skierowana była w głowę mężczyzny. 
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Negan odwrócił się w stronę Morgana, wypuścił butelkę z ręki, która rozbiła się o podłogę. Pocisk zatrzymał się kilka centymetrów od czoła mężczyzny, powstrzymany umiejętnościami Wandy, która stała tuż za strzelcem. Negan wyrażał swoją twarzą poważne zdenerwowanie. Miał mocno zaciśnięte usta i lekko przymrużone oczy. Szybkim ruchem sięgnął po swoją broń i lekko dotknął nią zawieszonego w powietrzu pocisku. Spadł na podłogę nie czyniąc żadnych szkód. Szybko podszedł do mężczyzny i zamachnął się kijem, jednak zatrzymał go tuż przed twarzą Morgana.
   - Masz szczęście, czarnuchu, że to było tylko piwo. Za szkocką rozpierdoliłbym ci ten durny łeb. - nie żartował. Wyrwał mu karabin i rzucił za siebie. Wyminął go i podszedł do płaczącego na korytarzu Damiena. Wanda nawet nie zauważyła, kiedy się tam pojawił. 
   - Zostaw go. - warknął Morgan. Negan schował ręce za siebie, kryjąc tym samym swoją broń i pochylił się nad dzieciakiem i uśmiechnął się do niego szeroko ale nie był to miły uśmiech, przerażał chłopca, który nie potrafił utrzymać kontaktu wzrokowego z nieznajomym. Uciekał oczami do ojca, który wydawał się być bezradny. 
   - Twój tatuś to naprawdę popierdolony skurwiel, wiedziałeś?! - warknął. - Chciał mnie zastrzelić za jedno głupie piwo. - denerwowało go, że chłopiec nie chce na niego spojrzeć - Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! - krzyknął, a w uszach chłopca aż zahuczało.
   - Negan! - ryknęła Wanda i podbiegła do niego, chwytając go za ramię. - Wystarczy, proszę.
Mężczyzna ociągał się chwilę, ale posłuchał dziewczyny. Wyprostował się i spojrzał na nią łagodnie.
   - Wybacz, poniosło mnie. - odetchnął głęboko - Nie codziennie ktoś chce mnie zajebać za butelkę głupiego piwa. - Damien podbiegł do taty wtulając się w niego mocno. Szlochał. 
Wanda chwyciła dłoń Negana i wyprowadziła go z domu. Usłyszała jeszcze kilka miłych słów, aby nigdy więcej się tu z nim nie pokazywała, po czym zamknęła drzwi. Westchnęła.
   - Wiesz, mam wrażenie, że sprawiasz iż jestem nieśmiertelny. - zaśmiał się. Ona również.
   - Przestań. 
   - Musisz ze mną wyjechać. - jego twarz spoważniała i nie akceptowała sprzeciwu - Chcę cie dla siebie i nie mam zamiaru z nikim się tobą dzielić. - nie była jednak pewna, czego ona faktycznie chce. Z jednej strony trochę ją przerażał, z drugiej zaś pociągał i intrygował. Nikt nigdy nie pożądał jej tak bardzo jak on. 
   - Ja... Sama nie wiem. - spuściła głowę, ale Negan nie pozwolił jej tak trwać. Chwycił delikatnie jej podbródek i oparł swoje czoło o jej. Przymknął oczy, a ona zrobiła to samo. Znów miała okazję rozkoszować się jego pocałunkiem. Pragnęła stworzyć sobie do tego wiele innych okazji. - Zgadzam się.
   - Co? - mężczyzna wyprostował się.
  - Zgadzam się. Pojadę z tobą. - nieśmiały uśmiech pojawił się na jej ustach, Negan odpowiedział jej tym samym. Wciąż lekko zszokowany bez słowa udał się do zaparkowanego na podjeździe pickupa i otworzył drzwi od strony pasażera, zapraszając Wandę do środka. Dziewczyna skorzystała i wsiadła do auta, on po chwili zrobił to samo. Miała wrażenie, że razem z Morganem stojącym w oknie wymienia ostatnie spojrzenie.

ending music

[selena gomez - good for you]

let me show you 
how proud i am to be yours

2 komentarze:

  1. Super to ci Negan będzie miał żonę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam! OMG.
    Osobiście nie oglądam TWD, bo nie mam za bardzo czasu, ale... bardzo mi się podoba.
    Byłam za Wandą i Rickiem, bo Negan tak nie bardzo...
    Twój styl przypadł mi do gustu. Nie piszesz niepotrzebnych opisów, za co ci chwała!
    Czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie na nowy rozdział (nie wiem czy czytałaś).
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń