we belong way down below
Nieznajomy wpatrywał się w dziewczynę oczekując od niej, iż pójdzie w jego ślady i wyjawi mu swoje imię. Trwali w milczeniu kilka chwil, po czym spokojny, dziewczęcy głos przerwał niezręczną ciszę.
- Wanda, mam na imię Wanda. - jej oczy naturalnie były zielonego koloru, jednak teraz połyskiwały na czerwono. Negan nie mógł odwrócić od nich wzroku, hipnotyzowały go, nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego. Jego surowy wyraz twarzy powoli łagodniał, odsłonił szereg białych zębów. Nie był to jednak zwykły uśmiech, miał w sobie coś co niepokoiło dziewczynę.
- Skąd się tu wziąłeś? - zapytała niepewnie.
- Powinienem zapytać o to samo, takiego cuda jak ty jeszcze nie spotkałem. - zmierzył ją wzrokiem i oblizał usta. Zbliżył się do niej i zaczął ją okrążać powolnym krokiem.
- Co ty wyrabiasz? - spytała niepewnie odwracając głowę w stronę mężczyzny. Nie odpowiedział. - Negan?
- Hm? - mruknął, jakby nie usłyszał pytania. Zatrzymał się tuż przed nią i spojrzał prosto w jej oczy.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - głos dziewczyny drżał, dłonie zaczęły tworzyć czerwoną mgłę, którą w każdym momencie mogła zaatakować.
- Bo piękna z ciebie kobieta, w tych czasach już takich się nie spotyka. - uśmiechał się, niby szarmancko. Wyciągnął palce w stronę jej twarzy, jakby chciał pogładzić jej policzek. Dziewczyna wyciągnęła ręce przed siebie i odepchnęła go swoimi umiejętnościami. Uderzył o drzewo kilkanaście metrów dalej. Mgła otoczyła całe jego ciało przyszpilając go do ziemi. Szybkim krokiem podeszła do niego cały czas nie dając mu możliwości poruszenia się.
- Oszalałaś?! - warknął i uniósł głowę do góry, by na nią spojrzeć.
- Ja?! To ty chciałeś mnie... Obmacywać!
- Kurwa... Chyba nie sądzisz, że chciałem cię zgwałcić widząc, co potrafisz zrobić z hordą sztywnych?! - był wyraźnie zdenerwowany. - Puść mnie, do cholery. Prawdopodobnie nie masz pojęcia jak kurewsko wszystko mnie teraz boli. - dodał przez zaciśnięte zęby. Posłuchała go, jednak odsunęła się na bezpieczną odległość, wciąż przygotowana by w razie konieczności znów go powalić.
Negan otrzepał ciuchy z ziemi i wstał rozmasowując ramie. Jego kij baseballowy leżał tuż obok niego, szybko sobie o nim przypomniał i sięgnął po broń.
- Więc...
- Nie zbliżaj się. - przerwała mu.
- Spokojnie... - nie wziął sobie jej słów na poważnie. Ruszył pewnie w stronę dziewczyny, jednak wyminął ją i pokierował kroki do domu, na którego działce się znajdowali. Odprowadziła go wzrokiem, ale po kilku chwilach poszła w jego ślady. Weszła do środka zamykając za sobą drzwi. Znajdowali się w jadalni. Mężczyzna siedział z założonymi na stole nogami, jadł dużą łyżką czekoladowy pudding. Skrzywiła głowę niczym zdziwiony piesek, lekko rozchylając wargi. Spojrzał na nią i skinięciem zaprosił ją do przyłączenia się. Skorzystała z zaproszenia i usiadła naprzeciwko.
- Kim ty właściwie jesteś? - spytała cicho.
- Jestem Negan i nie zwykłem krzywdzić kobiet. - warknął - Zdaje się, że tak powinienem się przedstawić. Choć mniemam, że i tak byś mi nie uwierzyła.
- Prawdopodobnie nie... - westchnęła. Odłożył puszkę z jedzeniem na bok, zdjął nogi. Oparł się łokciami o blat i z zaciśniętymi mocno ustami wpatrywał się w Wandę, jakby czekał na jej ruch.
- Ja... Przepraszam. W tych czasach rzadko spotyka się porządnych ludzi. - uśmiechnął się na słowa dziewczyny.
- Haha, daleko mi do porządnego, wierz mi. - odgarnął włosy z twarzy - Mogę jedynie zagwarantować, że w moim towarzystwie jesteś bezpieczna. - ton jego głosu sprawił, że nie mogła mu nie uwierzyć.
Postanowiła dać mu szansę. Znajomość nie zaczęła się dobrze, jednak intrygował ją, a i ona zdawała się fascynować mężczyznę.
- Czyli szwędasz się po okolicy, za czekoladowym budyniem? - posłała mu nieśmiały uśmiech.
- Tak! To towar, który niedługo nie będzie dostępny, a nic nie poradzę, że jestem od niego totalnie uzależniony.
- Nie tylko ty... - prawie ślinka jej pociekła na widok praktycznie pełnego opakowania.
- Nie krępuj się. - podsunął jej puszkę pod nos, dziewczyna zanurzyła palec w środku i oblizała go z przepysznej masy.
- Mmm... Kiedy ostatni raz jadłam coś tak cudownego! - zaśmiała się.
- Zdecydowanie częściej musisz to robić. - wymruczał.
- Co? Oblizywać palce? - uniosła jedną brew do góry, a Negan wybuchnął śmiechem.
- Nie. - delikatnie spoważniał - Uśmiechać się, jesteś przepiękna, Wanda.
- Nie patyczkujesz się... - odchrząknęła.
- Ani trochę. Tak ci z tym źle?
- Czy ja wiem... Miło słucha się komplementów. - odsłoniła szereg bielutkich zębów w uśmiechu. Wpatrywał się w nią z dzikim pożądaniem, gdyby mógł to wziąłby ją tutaj, teraz, na tym stole. Nie miał kobiety od dawna, a tak pięknej i potężnej chyba nigdy. Wiedział jednak, że siłą do niczego jej nie zmusi, a po dłuższym zastanowieniu się doszedł do wniosku, że wcale do niczego zmuszać jej nie chce.
Pod dom podjechał samochód. Zatrąbił dwa razy. Wanda szybko wstała od stołu.
- Spokojnie, to moi ludzie. - Negan zrobił to samo co dziewczyna. Podciągnął spodnie i wziął swoją ukochaną broń. - Kto jak kto, ale ty nie musisz się ich obawiać. - Wanda w środku cieszyła się, że mężczyzna tak docenia jej umiejętności. - Chodź ze mną.
- Co?
- Chodź ze mną. - powtórzył - Jakieś pięć dni stąd mam sporą osadę, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie.
- Nie... Nie mogę. - szepnęła i spuściła głowę w dół.
- Nie uważasz chyba, że pozwolę ci tu zostać?
- Kiedy ja muszę tutaj zostać. - dodała stanowczo patrząc głęboko w oczy mężczyzny. Nie chciała mu nic mówić o Morganie, jego synku i Ricku. Skąd mogła wiedzieć, jak na nich zareaguje?
- Jak sobie życzysz... - udał się w stronę drzwi i uchylił je - I tak jeszcze tu wrócę. - odwrócił głowę w jej stronę. - Po ciebie.
Po tych słowach Negan opuścił budynek i wsiadł do pickupa, który czekał na niego pod domem. Wanda wyjrzała przez okno, żeby choć przez chwilę jeszcze popatrzeć na mężczyznę. Zauważył ją, a ta schowała się za firanką. Gdy zerknęła ponownie, nikogo już nie było na zewnątrz.
Szybkim krokiem wróciła do domu. Rozglądała się dookoła, podświadomie szukając wzrokiem Negana. Nigdzie go nie było.
Przekroczyła próg domu, wszyscy siedzieli przy stole w jadalni i akurat jedli obiad.
- Wanda, w samą porę! Tata przygotował ziemniaki z jajkiem! - krzyknął radośnie Damien. Uśmiechnęła się delikatnie do wszystkich, jednak bez słowa udała się do swojego pokoju. Zamknęła drzwi na klucz i położyła się na łóżku. Wzięła z etażerki szkicownik i ołówek. Po kilku godzinach portret mężczyzny w czarnej skórze z kijem baseballowym był gotowy. Starannie wyrwała zarysowaną kartkę i schowała ją do kieszeni w spodniach. Do kolejnego poranka nie opuściła pomieszczenia, mimo, że co jakiś czas Morgan na zmianę z Damienem dobijali się do niej.
● ending music ●
[skrux - if you]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz